Wednesday 25 July 2012

Maybelline Dream Fresh BB Cream + parę słów wyjaśnienia

Post ten zacznę od przeprosin - na blogu nie było mnie już ponad miesiąc! Czuję się z tym okropnie, zważywszy na to, że blogowanie dopiero zaczynam i raczej nie wróży to zbyt dobrze na przyszłość, ale lipiec był dla mnie tak zwariowanym miesiącem, że nie miałam zbyt wielu okazji, żeby odetchnąć, co dopiero usiąść do pisania postów na bloga. Na początku miesiąca dość spontanicznie postanowiłam wybrać się na Open'era - potrzebowałam wyjechać wreszcie z Warszawy, żeby odpocząć od zgiełku miasta (który nasilił się jakiś miliard razy w trakcie Euro...) i świętować dobrze zdaną maturę. Po powrocie czekało mnie użeranie się z uczelnią, rozwożenie papierów i podejmowanie decyzji, które mają zaważyć o mojej przyszłości, no big deal ;) Wreszcie musiałam odchorować te wszystkie maturalno-uczelniane stresy i prawie dwa tygodnie spędziłam w łóżku z gorączką i anginą. Byłam tak wykończona, że prosiłam moją mamę, żeby czytała mi wpisy na blogach, sama nie byłam w stanie spędzić przed komputerem więcej niż 1,5 minuty ;) Dobra, koniec mendzenia, przechodzimy do sedna sprawy, czyli kremu BB od Maybelline.

Dream Fresh BB Krem 8w1, kolor Light
Krem BB kusi mnie od dawna - szał na kremy BB, który obserwuję na blogach i na youtubie zaraził i mnie. Wymarzyłam sobie krem od Lioele - Dollish Veil Vita, wersję zieloną. Jednak kiedy dorosłam już do decyzji, żeby wydać na niego 80 ziko + przesyłka asianstore.pl oznajmił mi, że niestety kremu w magazynie brak. Obecnie trochę już mi przeszło, nie mam ochoty wydawać tyle kasy na kota worku (zważywszy na skrajnie różne opinie na temat tego kosmetyku), ale krem BB ciągle kusi, więc kiedy zobaczyłam tę nowość od Maybelline za 16 plnów w Super Pharmie powędrowała ona do mojego koszyka.

Co obiecuje nam producent?

1. Efekt naturalnego rozświetlenia - Hmmm, ciężko mi to stwierdzić, ponieważ zaraz po nałożeniu kremu traktuję moją twarz pudrem matującym. Na pewno krem ma 'błyszczące' wykończenie, jednak dla mnie balansuje ono na granicy 'latarnianego błysku', dlatego w przypadku mojej tłustej cery matujący krem pod spodem i matujący puder na wierzchu to po prostu konieczność - ludzie na ulicy na prawdę nie zasługują na to, żebym ich straszyła moją twarzą świecącą się jak kula dyskotekowa rodem z lat 70. Myślę jednak, że cery suche, zmęczone i szare będą zadowolone z tego wykończenia.
2. Wyrównanie kolorytu - Zgadzam się. Po nałożeniu kremu cera nie wygląda jakoś znacznie lepiej, ale na pewno koloryt jest wyrównany. Twarz wygląda zdrowo i gładko, zaczerwienienia i naczynka są mniej widoczne. 
Dla widzów o mocnych nerwach ;) Po lewej moja "naga cera" (ałć, chociaż i tak jest lepiej niż bywało...) a po prawej z jedną warstwą kremu BB - cudów nie  ma, ale wyrównanie kolorytu jest widoczne. 
3. SPF 30 - Nos mi się nie spalił, a ostatnio słońce mocno przygrzewa, więc chyba nie oszukują z tym fitrem :)
4. Nawilżenie przez cały dzień - Od kiedy stosuję OCM i dodatkowo traktuję moją twarz olejem jojoba na noc to nie mam problemu z suchymi skórkami, ale krem zdecydowanie nie wysusza cery, jakiegoś hiper powalającego nawilżenia nie zauważyłam, ale jest w porządku.
5. Koryguje niedoskonałości - Jak widać na powyższym zdjęciu nie do końca. Nie mam obecnie na twarzy aktywnych wyprysków, raczej blizny i zaczerwienienia potrądzikowe, ale bez korektora niestety ani rusz. Jeśli idę do spożywczego po bułkę to sam Maybelline mi wystarczy, ale gdy w planach mam zakupy w Złotych Tarasach to niezbędny jest korektor. Achh, takie życie...

6.Nietłusta formuła - Owszem, nie wyczuwam na twarzy nieprzyjemnego filmu, nie przetłuszcza mi się po nim nadmiernie skóra, ani mnie nie wysypuje.
7. Widoczne wygładzenie - Czy ja wiem? Jak się dokładnie przyjrzeć to owszem, ale spektakularne 
to wygładzenie to jest. 
8. Uczucie świeżości - Trudno mi oceniać. Przy takiej wilgotności powietrza jak jest teraz w stolicy i takich upałach, świeżo czuję się jedynie podczas prysznica i krótko po nim...

Krem na dłoni
Odcień, który posiadam - Light - idealnie pasuje do mojej cery. Krem nie ma zapachu, co niby mi nie przeszkadza, ale jestem przyzwyczajona do pakowania sobie na twarz pachnących rzeczy, więc czuję się trochę nieswojo przy aplikacji, hehe. Do nakładania kremu używam palców, wklepuję go w skórę, a później rozcieram. Idealnie stapia się z cerą, jest na niej praktycznie niewidoczny. Dobrze utrzymuje się na twarzy, nie zauważyłam jakiegoś dramatycznego ścierania, chociaż na telefonie zostawia ślady.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego kremu i obecnie odstawiłam mój pokład Lily Lolo i stosuję BB od Maybelline. Mam jednak wątpliwości do co tego, czy to rzeczywiście jest krem BB. Trudno mi to ocenić, ponieważ prawdziwego azjatyckiego kremu BB nigdy nie miałam, ale ten od Maybelline raczej przypomina mi krem tonujący. Co prawda używam go od mniej więcej tygodnia z kawałkiem, więc nie chcę stanowczo oceniać czy poprawia kondycję skóry - co jest jednym z zadań bb kremów. A Wy, używałyście kiedyś prawdziwych azjatyckich BB kremów? Jesteście z nich zadowolone, czy uważacie, że są to produkty przereklamowane? Ściskam i pozdrawiam serdecznie, 
Zuza

No comments:

Post a Comment